Przepis art. 167/2 kp stanowi, że „pracodawca jest obowiązany udzielić na żądanie pracownika i w terminie przez niego wskazanym nie więcej niż 4 dni urlopu w każdym roku kalendarzowym. Pracownik zgłasza żądanie udzielenia urlopu najpóźniej w dniu rozpoczęcia urlopu”.

Interpretacja tego przepisu jest już w zasadzie ustalona w orzecznictwie i w piśmiennictwie, odmienność interpretacji wynika głównie ze zróżnicowania sytuacji faktycznych, w których jest on stosowany. Ponadto, miernikiem jego prawidłowego stosowania jest przepis art. 8 kp, posługujący się określeniami ogólnymi, a przez to dopuszczającymi oceny subiektywne, te zaś często są różne. Brzmi on: „Nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno – gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie  prawa i nie  korzysta z ochrony”. Brak jest przy tym ustawowych wyjaśnień, co z kolei należy uważać za zasady współżycia społecznego i za społeczno-gospodarcze przeznaczenie prawa, zatem rozumie się te pojęcia intuicyjnie, z użyciem norm także pozaprawnych ( etycznych, obyczajowych).

Panuje zgoda, że skoro pracodawca ma urlopu na żądanie „udzielić”. To musi mieć ku temu szansę. Żądanie urlopu winno mu zatem zostać przekazane z wyprzedzeniem na tyle dostatecznym, iżby miał sposobność wyrazić ów akt „udzielenia” urlopu. Przyjmuje się zatem, że żądanie to winno być wyrażone przed momentem, w którym praca miała być rozpoczęta. Jedynie szczególne, usprawiedliwione okoliczności w spóźnieniu tego żądania mogą wyjątkowo ocalić prawo do urlopu na żądanie w danym dniu.

Przepis nie wymaga szczególnej formy komunikacji, może ona zatem być dowolna, byle gwarantowała ona wierne i terminowe przekazanie żądania do wiadomości pracodawcy.

Pracownik również co do zasady nie ma obowiązku uzasadniania swego żądania udzielenia mu urlopu na żądanie. Dlatego różnego rodzaju odgrażania się np.  iż pracodawca będzie skrupulatnie weryfikował wnioski o urlopy na żądanie, należy potraktować jedynie jako akty nerwowości lub nieznajomości przepisów (albo jednego i drugiego). Jednak z drugiej strony, z im mniejszym wyprzedzeniem  to żądanie (wniosek) się składa, tym silniejsza staje się obawa, że pracodawca będzie bronił się przed udzieleniem urlopu z uwagi na rozmaite nadzwyczajne okoliczności, albo też posądzając pracownika o działanie złośliwe. Dlatego zawsze, gdy nie ma ku temu przeszkody, należy po pierwsze składać wniosek o urlop na żądanie z jak największym wyprzedzeniem, a po drugie, gdy istnieje konkretna przyczyna powodująca potrzebę wzięcia urlopu i nie są to jakoweś sprawy poufne, warto o nich napomknąć we wniosku. Te nieduże akty dodatkowej staranności praktycznie udaremniają pracodawcy odmowę udzielenia urlopu na żądanie.

Oczywiście jednak, gdy pracodawca zdecyduje się złamać prawo i jednak mimo wszystko urlopu na żądanie nie udzieli, pracownik nie ma prawa samodzielnie owego urlopu „wziąć”. Musi zatem stawić się w pracy, a następnie ma prawo zwrócić się o weryfikację owej odmowy pracodawcy do związków zawodowych  czy do Państwowej Inspekcji Pracy.

Orzecznictwo sądowe przyznaje prawo pracodawcy do wyjątkowej odmowy udzielenia urlopu na żądanie w  dwóch rodzajach przypadków. Pierwszy – to sytuacje nadużycia tego prawa przez pracowników, głównie poprzez zbyt późne lub gremialne (np. cały duży zespół ludzki w tym samym dniu) składanie wniosków. Drugi – to nagłe,  nadzwyczajne i niespodziewane zdarzenie czyniące obecność pracownika w pracy w oczywisty sposób nieodzowną. Warunkiem jest jednak nagłość i nieprzewidywalność owego zdarzenia, bowiem to, że pracownik bywa w jednych okresach bardziej niż w innych potrzebny jest zjawiskiem powszednim i zwyczajnym. Nie może zatem uzasadniać odmów to, że pracodawca ma potrzebę prowadzenia procesu pracy także w soboty i niedziele. Winien on bowiem wtedy tak ułożyć zawczasu swe sprawy, iżby pozbawianie pracowników ich praw (tu – prawa do urlopu na żądanie) nie stało się jedynym wyjściem z sytuacji.

Swego czasu u prezydenta Ronalda Reagana zjawił się radziecki ambasador Anatolij Dobrynin przekazując prośbę swego rządu o umożliwienie zakupu znacznej ilości zboża i zapewniając, że sytuacja jest absolutnie wyjątkowa. Prezydent udzielił zgody, a po wyjściu ambasadora odezwał się do swego sekretarza; ”Odnoszę wrażenie, że główne przeszkody w rozwoju radzieckiego rolnictwa to wiosna, lato, jesień i zima”.

Dr hab. Stefan Płażek, adwokat.