„Jak mało w dziejach narodów jest dni takich, gdzieby tysiące i tysiące ludzi, stolica, co mówię, naród cały, podawały się uniesieniom najżywszej radości! Takim był dzień trzeciego maja; każdy widział w nim niknące do ostatka chmury nawałnic, które nami tak długo miotały, i na czystym niebie powstającą zorzę przyszłych pomyślności naszych”.
To refleksja Julian Ursyna Niemcewicza – polityka, pisarza, człowieka uważanego za jednego z ojców chrzestnych Konstytucji 3 Maja, ustawy zasadniczej z roku 1791. Naoczny świadek tamtych dni, dopuszczony do tajnych prac nad Konstytucją, w „Pamiętnikach czasów moich” opisuje przebieg przygotowań do jej uchwalenia, sam ten niezwykły moment w dziejach Polski i czternastomiesięczny okres jej trwania.
„we wtorek dnia trzeciego maja, izba sejmowa napełniła się ciekawymi; każdy ze drżeniem serca, najtkliwszym oczekiwaniem chciał być świadkiem tak wielkiego dzieła”
„Zajaśniało słońce z całym wdziękiem zaczynającej się wiosny: mimo rozsiewanych postrachów i sierdzących się spojrzeń rębaczy spokojność, wesołość nawet malowały się w twarzach wszystkich; hersztowie tylko strony moskiewskiej źle przytłumione ponure swe gniewy [okazywali]. Tłum słuchaczów tak napełnił izbę senatu, iż posłowie ledwie na miejscach swych ostać się mogli. Schody zamkowe, dziedziniec nawet, napełnione były ludem, oczekującym niecierpliwie, acz przyjdzie chwila okrzyknięcia tej świętej ustawy, na której opierali najsłodsze nadzieje swoje”
Do ostatnie chwili stronnicy moskiewscy starali się nie dopuścić do uchwalenia konstytucji. Posłowie patrioci, prosili króla Stanisław August Poniatowskiego, „by wraz z narodem konstytucję tę zaprzysiągł. Król jegomość tak się odezwał: „Nikomu bardziej nade mnie nad tym projektem zastanowić się nie należy, idzie mi bowiem o zachowanie najdroższego klejnotu, to jest ufności narodu. Widzisz, narodzie, że sam, dopędzając lat sześćdziesiąt, niewiele spodziewam się z niego korzystać, nie dla siebie, nie dla krwi mojej życzę konstytucji, lecz dla dobra i ocalenia Polski, słysząc powszechny prawie głos żądający tej konstytucji, i ja skłonić się do żądania tego sądzę być moją powinnością”.
Sam moment przysięgi królewskiej tak widział i opisał Niemcewicz: wtenczas król wezwał Turskiego, biskupa krakowskiego; ten zbliżył się do tronu z Ewangelią. Co za wspaniały, rozrzewniający widok: król stojący z wyciągniętą ręką na Ewangelii, przed nim szanowny kapłan, wokoło otaczający jak ojca swego naród, tysiące i tysiące rąk podniesione do góry, drżenie radości w okrzykach, rzewne łzy na wszystkich twarzach”
Król skończywszy rzekł: „Juravi Deo et non poenitebit me, kto kocha ojczyznę, niech idzie za mną do świątyni Pańskiej i przysięgę tę powtórzy.”
Nie próżnowali przeciwnicy konstytucji, ruszyli po pomoc do Moskwy, Wiednia, Berlina, bo Polska chciała być wolnym, niezależnym krajem, krajem ustanawiającym swoje prawa. Zrozpaczony tym Niemcewicz starał się niektórych z nich odwieść od złych zamiarów. „Na próżno przed wyjazdem byłem u niego i chciałem go reflektować; już był czy zupełnie obłąkany, czyli obietnicami ujęty”.
Oponentom konstytucji, zarzucających jej niedoskonałość, Niemcewicz odpowiadał. „powiedzieć można, co Solon nadając prawa Ateńczykom powiedział: „Ateńczykowie, daję wam prawa nie doskonałe, ale takie, jakie wy znieść możecie.”
Była pierwszą w Europie i drugą na świecie konstytucją, na owe czasy na wskroś nowoczesną ustawą zasadniczą. Między innymi wprowadzała trójpodział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, znosiła liberum veto i wolną elekcję. Konstytucja dla jej twórców była próbą ratowania ojczyzny, niestety przetrwała zaledwie 14 miesięcy. Wojna polsko – rosyjska w 1792 r. i działania rodzimych zdrajców przyczyniły się do jej obalenia.
Dla przyszłych pokoleń stała się symbolem suwerenności państwa, symbolem dążeń do niepodległości i patriotyzmu. Od 1919 roku stała się świętem państwowym i ponownie po okresie PRL, od roku 1990.
F.S